Cyklokarpaty w Koninkach
Góry, różne mają brzmienie i różnie odbierane są przez osoby. Tym razem góry stały się polem rywalizacji kolejnej edycji Cyklokarpat, które w dniu 23 lipca 2016 r. zagościły do Koninek, miejscowości położonej w Gorcach nie daleko Rabki Zdrój.
Dla wielu osób zawody w tej górskiej miejscowości kojarzyły się z fatalnymi warunkami atmosferycznymi, szczególnie pamiętnymi z roku 2012, gdzie zawodnicy od startu do mety jechali w silnym deszczu i temperaturze ok 10 stopni. Tym razem pogoda była cudowna, słoneczna a i ciepełka w postaci upału nie brakowało. Na brak widoków nie można było narzekać, zaś z okolic schroniska na Starych Wierchach rozpościerały się piękne krajobrazy Tatr.
Kolorowe miasteczko zawodów ulokowane zostało przy stacji narciarskiej. Osoby kibicujące zawodnikom, mogły skorzystać z wyciągu narciarskiego, którym wyjeżdżało się na pobliski szczyt Tobołów. Stamtąd można było kibicować kolarzom, którzy tuż po starcie wspinali się na ¾ wysokości tej górki. A jeśli mowa już o starcie, tradycyjnie o godz 11 ruszył dystans Mega i Giga zaś o 11.30 dystans Hobby. Na początku asfalcikiem za samochodem policyjnym, zaś po jakiś 1,5 km następował ostry skręt w lewo i zawodnicy rozpoczynali prawdziwe ściganie. Hmmm, pierwszy stromy podjazd ciężko nazwać ściganiem, a szczególnie terenowy odcinek. Jeden mały potoczek zakorkował cały peleton. Można było poczuć się jak w zatłoczonym Krakowie w trakcie Światowych Dni Młodzieży. Co sprytniejszy kolarz, przeciskał się wśród osób lub krzaczków, w których rosły pokrzywy. Chyba reumatyzm leczyli. Jak już człowiek wygrzebał się na górkę, porozpychał łokciami, nogami i kierownicą od rowerku, następował pierwszy trudny technicznie zjazd a z nim pierwsze awarie w postaci przebitych kół.
Czytając artykuł, pomyślicie od razu, Marusia znów kółko naprawiał? Nie tym razem, Marusia zmienił opony na bezdętkowe, nalał do środka mleczka uszczelniającego i żadnego kapcia nie złapał. Jego miejsce przejął Bogusław Pietrusiak, który na kolejnym podjeździe poczuł oddech Marcina Wiącka (Wielebnego). Jak tylko zaczął się zjazd, puścił się chłopina na maksa. W pewnym momencie tylnie koło bokiem wyprzedziło rower, bidony powypadały i STOP. Boguśn stoi z kapciem tylnego koła. W trakcie zawodów, kolarze danych teamów współpracują z sobą jak również pomagają nawzajem. Tak tez było w tym przypadku, Marcin zatrzymał się i zostawił Bogusiowi cały sprzęt aby mógł naprawić sobie rower. Nie minęła chwilka na kolejnym zjeździe Adam Poniatowski zmienia przebitą dętkę. Ten akurat bogaty był w zapasowe gumki, gdyż dwa razy dopadł go pech i przymusowy postój. Pisząc o trudnych kamienistych zjazdach dodam, że kto wybrał się na trasę zawodów i pozbierał wszystkie bidony jak również części odpadające z rowerów, spokojnie mógł otworzyć hurtownie i nimi handlować. Proszę nie myśleć, że Cyklokarpaty są nie ekologiczne. Po każdej edycji zawodów, organizator czyści trasę z wszystkich śmieci, natomiast znalezione wyposażenie roweru jest do odbioru przy następnej organizowanej edycji. Kolejnym krokiem w ochronie środowiska jest ulokowanie stref zrzutu przy bufetach. Zawodnicy korzystający z żeli energetycznych, batonów, zobowiązani są do przywiezienia pustych opakowań i wyrzuceniu ich w wyznaczonych miejscach. Śmiecenie na trasie jest karane, włącznie z dyskwalifikacją.
Wracajmy do zawodów, gdyż traska była bardzo wymagająca. Pierwsze kilometry dokonały prawdziwej selekcji, zaś z każdym pokonanym kilometrem poziom trudności wzrastał. Po zaliczeniu pierwszego bufetu obsługiwanego przez osoby z JSC Jasło: Ewelinę Borkowską-Pawluś, Małgorzatę Wiącek, jej tatę Konrada Wiącka, Basię i Piotra Majewskich oraz Grzesia Więcha z Magury Sport zawodnicy po krótkim i bardzo stromym zjeździe rozpoczynali stromą wspinaczkę na Maciejową. Pisząc o bufecie, wymienione osoby oprócz profesjonalnej obsługi, musieli również zmierzyć się gościnnością jednej rodziny góralskiej, która pilnowała swojej zaniedbanej ojcowizny. No cóż, co region to obyczaj, atrakcje muszą być dla każdego.
Jedziemy dalej, górka Maciejowa pokonana, zaczyna się kolejny zjazd, jak również wyprzedzanie pechowych rowerzystów, którzy łapali kapcie. Teraz czeka Turbacz, ale zanim rozpocznie się długi i mozolny podjazd, najpierw zaliczenie drugiego bufetu obsługiwanego przez Państwa Prucnali. Tak tak, to osoby, które są właścicielami sklepów MPM. Wszystkie bufety były wyposażone przez MPM Jasielska Sieć Sklepów w pyszne dobroci, jak również mnóstwo wody i izotoników. Jak już człowiek posilił się, odrobinkę dychnął, to zaraz rozpoczął kolejną mordęgę na ciężkim podjeździe. Sam szczyt Turbacza nie został osiągnięty, gdyż władze Gorczańskiego Parku Narodowego nie lubią dużej ilości osób na rowerkach, jednak poprowadzenie trasy po kolejnych górkach należących do masywu Turbacza dało ostro popalić. Na sam koniec przygody z okolicami Turbacza, po minięciu Schroniska na Starych Wierchach, czekał skalisty zjazd. Wiktor Bubniak fotograf Cyklokarpat, wiedział gdzie ustawić się. Piękną galerię piruetów stworzył. Nawet turyści, którzy dość licznie przemierzali gorczańskie szlaki, zatrzymywali się na pewien czas i patrzyli na wyczyny zawodników, można powiedzieć, że prawie jak akrobatów cyrkowych. Czując w nogach pokonaną Maciejową i masyw Turbacza, trasa zawodów rozwidlała się. Dystans Mega odbijał w stronę mety, zaliczając ostatni bufet, dokładnie ten sam co za pierwszym razem obsługiwany przez osoby z JSC Jasło. Stamtąd było już 10 km, ale jakie 10 km? Cyklokarpaty mają to do siebie, że zawsze musi być jakaś niespodzianka. Spora część zawodników myślała, że ostatnie kilometry pokonają w sielańskich nastrojach racząc się przepięknymi widokami. A tu, zmiana planów. Na początku stromo do górki, aby po krótkim płaskim odcinku rozpocząć morderczy podjazd, na który nikt nie dał rady wyjechć. Spacerek dla wszystkich wskazany. Osiągając szczyt, część zawodników zatrzymywała się aby uspokoić oddech i móc odzyskać wzrok, zaś ci co mieli siły od razu zjeżdżali stromą szutrówką w dół. Na końcu ostatnie 3 km asfaltem pod górę i wreszcie upragniona meta. A co z dystansem Giga?? Osoby, które wybrały tą opcję, po raz kolejny odwiedziły na bufecie Państwa Prucnali, jak również po wspinali się na Maciejową i Turbacz. Drugi raz pokonali tą samą traskę. Na rozwidleniu do którego po raz kolejny dojechali, tym razem odbijali w stronę mety i tak jak dystans Mega, ostatnie 10 km popedałowali.., troszkę poprowadzili…, osiągając linię mety.
Hobby o długości 20 km 681 m przewyższeń wybrało 4 osoby z JSC. Najmłodszy z rodu Gryzłów, czyli Piotrek Gryzło w kategorii HM1 zajął 2 miejsce. Kamil Cygan, który jeździ na dystansie Hobby i na każdych zawodach walczy o podium w kategorii HM2, linię mety przekroczył na 2 miejscu. W kategorii HM3 Krzysztof Kosiek przyjechał 13. Tomek Gardzina, bardzo ostro cisnął, plasując się na 3 miejscu w kategorii HM4.
Dystans Mega, który liczył sobie 43,4 km i 1641 m przewyższeń wybrało 9 osób z JSC. W kategorii wiekowej MM3 Łukasz Szumiec przyjechał na 7 miejscu. 10 minut za Łukaszem, Damian Faryj pseudonim Kaczor przyfrunął na 12 miejscu. Artur Gorczyca był 18. Jerzy Reczek linię mety pokonał na 30 miejscu, zaś Bogusław Pietrusiak po pechowych pierwszych kilometrach, zajął 53 miejsce. W kategorii MM4 Adam Poniatowski, dwukrotnie zmieniający przebite dętki, przyjechał na 18 miejscu. Mirek Pawluś był 26, zaś Tomasz Radziejowski na 27 miejscu przekroczył linię mety. Robert Śliwowski na mecie zameldował się na 48 miejscu. Nadmienię, iż Robert na 18 km trasy miał niebezpieczne zdarzenie. W trakcie szybkiego zjazdu pan, który kierował betoniarką postanowił sobie stanąć na niewielką chwilkę w poprzek drogi. Robert nie zdążył wyhamować i uderzył w bok ciężarowego auta. Twardy z niego chłop, jemu nic nie stało się, za to rower mocno ucierpiał. Na uszkodzonym wehikule dojechał do mety.
Giga, najdłuższa i najcięższa z tras liczyła sobie aż 2505 m przewyższeń przy dystansie 64,3 km. Wystartowało tutaj 9 zawodników z JSC. W kategorii GM2, Jakub Siemiączko przyjechał na 9 miejscu, zaś Marcin Dziedzic był 12. Kategoria GM3 najmocniejsza z wszystkich kategorii giga, wygrana została przez Tomka Leśniaka. Oprócz tego Tomek zajął 1 miejsce Open na dystansie Giga. Jakub Gryzło, tym razem przyjechał na 11 miejscu. Utknął na trasie przy ścince drzew, podobnie jak Marcin Wiącek. Wypracowane miejsca zostały stracone, zaś na odrabianie strat zabrakło już sił. Górale postanowili w tym czasie pobawić się siekierkami i piłami, przez co na chwilę zablokowali trasę zawodów. Jakub Zbiegień przyjechał na 13 miejscu, zaś po nim na 20 miejscu linię mety przekroczył Marcin Wiącek. Piotrek Szurek był 21, a Maciej Dziedzic jako 22 zameldował się na mecie. W kategorii GM5 nasz Marusia czyli Marek Gorczyca zajął 4 miejsce.
W klasyfikacji drużynowej Jasielskie Stowarzyszenie Cyklistów zajęło 2 miejsce. Natomiast w generalce po 9 edycjach znajduje się na 1 miejscu.
Oprócz wymienionych klasyfikacji na trasach Hobby, Mega i Giga, bardzo emocjonująca rywalizacja odbyła się na dystansie Kids Race. Lekko pofałdowana trasa, a dla starszy dzieci z odrobinką cięższego podjazdu była areną walki sportowej wśród najmłodszych. Wspomnieć też trzeba o rodzicach, którzy dopingowali oraz asekurowali z boku swoje pociechy, prezentując przy okazji kondycję fizyczną. Wiktoria Szurek, najmłodszy rodzynek Jasielskiego Stowarzyszenia Cyklistów, była szybsza od asekurującej ją mamy, przyjeżdżając tuż za podium, wśród dzieci do lat 5. Alicja Leśniak, kolejna młodziutka zawodniczka Jasielskiego Stowarzyszenia Cyklistów, tak szybko pedałowa wśród dzieci w kategorii do 6 lat, że linię mety przekroczyła jako pierwsza, stając na najwyższym stopniu podium. Nawet chłopcy byli gorsi od niej. W kategorii chłopców do 12 lat jej brat Leon Leśniak zajął 3 miejsce. Pytając Leona jak mu się jechało mówił, że najgorsza była pierwsza górka, ale po jej pokonaniu złapał rytm, powyprzedzał sporo zawodników i jako 3 zameldował się na mecie. Alicja razem z bratem po odebraniu nagród za zdobyte miejsca, kibicowali tacie Tomkowi Leśniakowi, który nie mogąc być gorszy od córki, przyjechał pierwszy na Giga.
Kolejna rywalizacja sportowa dla wszystkich zawodników przygotowana zostanie w Komańczy. Bieszczady czekają na kolarzy dystansu Hobby, Mega i Giga, zaś na najmłodszych trasa Kids Race. Czy w Komańczy Alicja Leśniak znów wygra, a Wiktoria Szurek będzie szybsza od mamy? Zobaczymy wkrótce – 6 sierpnia.
(Jasielskie Stowarzyszenie Cyklistów)