Srebro JSC w Wojniczu
Półmetek, a można powiedzieć, że już poza półmetkiem. Przekładając kartki w kalendarzu mamy miesiąc lipiec, zaś w Cyklokarpatach odbyła się już 8 edycja zawodów na 14 zaplanowanych na ten sezon.
Tym razem Wojnicz znajdujący się w woj. małopolskim gościł w niedzielę 10 lipca 2016 r. na swoich terenach zawodników rowerowych. Do zakończenia wszystkich edycji maratonów Cyklokarpaty pozostało jeszcze 6 edycji. Finał oczywiście w Wierchomli, aby tam dojechać łatwo nie będzie. Cyklokarpaty są jak Tour de France – im bliżej zakończenia tym ciężej. Na zawodników czekają teraz ciężkie góry, poza jednym akcentem w Pustkowie pod koniec sierpnia. Tam akurat będzie płasko z ogromną ilością piaszczystego podłoża, prawie jak nad morzem.
Jednak skupmy się na Wojniczu, który przepiękną pogodą przywitał wszystkich i zapewnił ją do samego końca. Tuż przed startem Burmistrz tegoż miasteczka wraz z panem konferansjerem wspominali zeszłoroczne zakończenie zawodów. A działo się sporo, oprócz rywalizacji sportowej była też rywalizacja z siłami natury, gdzie spora liczba osób na trasie musiała zmagać się z nawałnicą powalającą drzewa i zrywającą dachy. Mnóstwo miejscowości ucierpiało włącznie z tymi, przez które trasa Cyklokarpat była poprowadzona. Na mecie również wiele wydarzyło się, wiaterek postanowił w swoim stylu zrobić porządek oraz sprawdzić siłę ludzką. Zawodnicy, którzy dojechali na metę wręcz wisieli na stelażach namiotów, aby ich huraganowy wiatr nie porwał. Po przejściu burzy, meta wyglądała jak plac wojenny, banery rozdarte i porozrzucane po całym placu, metalowe konstrukcje z czytnikami chipów rozwalone i mnóstwo wody dookoła. W tym roku takich atrakcji nie było, wszyscy mogli dowoli korzystać z pięknego słońca i upalnego powietrza.
Kolorowe miasteczko zawodów zlokalizowane zostało na placu sportowym w bliskiej odległości drogi głównej Tarnów-Kraków. Podróżni z okien przejeżdżających samochodów oglądali barwny tłum ludzi w strojach sportowych. Spora liczba nowych osób, które postanowiły w aktywny sposób spędzić wolny czas, udało się do biura zawodów Timedo, które pękało w szwach. Godzinę przed startem kolejka wiła się jak wężyk, ale sprytne paluszki osób rejestrujących w kilkanaście minut obsłużyły wszystkich chętnych wydając im pakiety startowe z numerkami.
Godzina 10.59 zaczyna się odliczanie przez spikera, zaś ostatnie 10 sekund już wspólne i start o 11.00 Mega-Giga, zaś o 11.30 Hobby. Tym razem organizator z tutejszym księdzem w komitywę weszli lub sporo na tacę dał, bo punkt 11 dzwony kościelne zaczęły bić. Dystans Hobby też doświadczył tej przyjemności. Przejazd rozpędzonych zawodników ulicami Wojnicza, wśród dźwięków dzwonów była jak szarża ułańska jadąca na wojnę, gdzie mieszkańcy stojący na ulicach machali im. Dzielni policjanci zabezpieczali newralgiczne miejsca, gdzie rozpędzony peleton mknął ulicami co rusz ostro hamując przed skrętami.
Nie minęło 2 km, a tu pierwsze awarie. Nasz Marusia przebił tylne koło najeżdżając na drobne szkło. Jakiś wesoły imprezowicz wracając nad ranem do chałupy musiał zgubić swój cenny skarb. Pech chciał, że rozbił się na ulicy. Kolarze jadąc w peletonie co rusz najeżdżali na potłuczone szkło. Marusia odosobniony nie był, do towarzystwa miał kolegę z konkurencyjnej drużyny, który z tym samym kłopotem zmagał się. Można powiedzieć, że prócz rywalizacji na trasie, zaczęli też prześcigać się kto pierwszy zmieni gumkę, prawie jak na PIT-STOPie w formule 1.
Jedziemy dalej, pierwszy bardzo stromy podjazd szutrowy, dość mocno wyboisty na 3-cim może 4-tym kilometrze, który od razu spowolnił wszystkich. Zawodnicy zaczęli przepychać się w tworzącym korku aby choć jedną-dwie pozycje wyżej być. Nie jeden z nich listki w krzaczkach liczył oraz miłe smyranie kłujących gałązków poczuł na swym ciele iiii znów pech. Marcin Wiącek grzebie coś w rowerku. Łańcuch mu wskoczył pomiędzy zębatkę a szprychy. Po klinowało coś, pokrzywiło, chłopina omordował się z 10 minut. Wreszcie ruszył widząc nielicznych zawodników przed sobą. Reszta była już hen hen daleko, a za nim tylko Marusia oraz kilka osób, które rekreacyjnym tempem postanowiły przejechać dystans Mega. Chłopaki zaczęli odrabianie strat, przeciskając się wśród mnóstwa osób. Nie należało to do prostych zadań ponieważ Wojnicz pod względem ukształtowania terenu podobny jest do Pruchnika. Podjazdy strome i wąskie, zjazdy do podobnych należą. Często jeden za drugim jechało się, zaś znalezienie miejsca do wyprzedzania było tak samo trudne jak samochodem w popołudniowych godzinach szczytu.
Wojnickie trasy można podzielić na dwie części, mocno różniące się. Pierwsza z krótkimi stromymi podjazdami gdzie po nich następował ostry i wyboisty zjazd. O wyciągnięciu żela z kieszonki można było pomarzyć, ponieważ oderwanie ręki od kierownicy różnie kończyło się. Po przejechaniu 15 km teren zmieniał się w bardziej górzysty, gdzie można było poczuć wyższość pogórza rożnowskiego. Podjazdy tak samo strome jak wcześniej ale już o wiele dłuższe wielokilometrowe. Jak już człowiek wyskrobał się na górę, poczuł bliskość słońca, pomyślał – teraz już w dół, a tu nie koniec, znów trzeba do górki za nim zacznie się długi zjazd. Na wszystkich czekały ruiny zamku w Zakliczynie, które dla nie jednego były celem ledwo osiągalnym, tam już basz wysoko i strasznie stromo. Nie ma się co dziwić, że zamki na szczytach budowali zaś księżniczki w najwyższy wieżach przesiadywały. Rycerz chcąc zdobyć jej wianuszek, musiał sporo natrudzić się. Podobnie było z kolarzami, choć tam w ruinach zamku nie czekała żadna księżniczka. Jedynie w cieniu drzew był Wiktor Bubniak – nadworny fotogram Cyklokarpat, który pstrykał wszystkim selfi umieszczając na stronie Cyklokarpat.
Megowcy mieli przyjemność jeden raz pospinać się, zaś ci co Giga wybrali aż dwa razy mogli poczuć ducha historii w jego ruinach. Ten kto miał pary w nogach lub dobrze pojadł na bufetach nie musiał z rowerku zsiadać, pchając swego rumaka. Trochę pocisnął, postękał, spocił się i na szczyt wyjechał. Wspominając o bufetach MPM Jasielska Sieć Sklepów jak zawsze wzorowo wyposażyła je. Niektórzy zawodnicy wręcz istne biesiady urządzali, a było co zjeść. Oprócz soczystych owoców były też wafelki, czekoladki i inne słodkości, które przepić można było izotonikiem lub czystą wodą. Dla osób, które nie miały zamiaru zatrzymywać się, czekała pomoc w postaci sprawnej obsługi, podającej pędzącym kolarzom kubeczek z wodą lub izo. Natomiast na mecie oprócz nagród dla najlepszych, był też dla wszystkich startujących posiłek regeneracyjny w postaci pierożków i innych dobroci. Z drugiej strony MPM Jasielska Sieć Sklepów oferowała owoce w tym mnóstwo pyszniutkich arbuzów.
Hobby o długości 30,5km o 568 m przewyższeń wybrało 6 osób z JSC. Tym razem nie było rywalizacji w rodzinie Gryzłów. Młody członek rodu Piotr Gryzło postanowił ustawić swego ojca w szeregu i sam startował na dystansie Hobby, zajmując 4 miejsce w kategorii HM1. W HM2 Kamil Cygan przyjechał na 2 miejscu, zaś Michał Stanek był 7. Mateusz Bienias w kategorii HM3 zdobył 13 miejsce, na 34 miejscu przyjechał Krzysztof Kosiek, zaś Tomasz Kwilosz linie mety przekroczył jako 39. W kategorii HM4 na 6 miejscu znalazł się Tomasz Gardzina.
Dystans Mega, który liczył sobie 51,6 km i 1143 m przewyższeń wybrało 7 osób z JSC. W kategorii wiekowej MM3 Damian Faryj przyjechał na 17 miejscu. 10 sekund z nim na 20 miejscu linię mety przekroczył Artur Gorczyca. Jerzy Reczek uplasował się na 47 miejscu. Jurek również doświadczył pecha. 11 km przed metą postanowił poczuć silny wiatr w włosach i puścił się na stromym kamienistym zjeździe. Na samym końcu zjazdu wpadł przednim kołem w kamień przebijając je, przez co stracił sporo cennego czasu na wymianę dętki. Łukasz Cholewiak zawody ukończył na 65 miejscu. W kategorii MM4 na 32 miejscu linię mety przekroczył Tomasz Radziejowski, dwa oczka niżej na 34 miejscu przyjechał Mirosław Pawluś, zaś Robert Śliwowski był 48.
Giga, które w trakcie zawodów komentowane jest przez osoby jadące krótsze dystanse – JAK WAM SIĘ CHCE, MACIE ZDROWIE, tym razem wybrało 5 osób z JSC. Trasa liczyła 74,5 km oraz 1738 m przewyższeń. Najmocniejszą kategorię wiekową, czyli GM3 wygrał Tomasz Leśniak. Jakub Gryzło, który grzecznie skinął głową jak mu syn wykład na temat jazdy na rowerze zrobił, wrócił na dystans Giga i zajął 5 miejsce. Do Tomka stracił nie całe 5 minut. Marcin Wiącek linię mety przekroczył na 18 miejscu. W kategorii GM5 Marek Gorczyca stanął na najniższym stopniu podium czyli na 3 miejscu. Marusia cisnął bardzo ostro jednak ogromna strata z początku wyścigu spowodowana przebiciem tylnego koła pozwoliła tylko na zdobycie 3 miejsca. Limit pecha powinien być już wyczerpany i na następnych zawodach Marusia nie powinien już bawić się w naprawę rowerka.
W klasyfikacji drużynowej Jasielskie Stowarzyszenie Cyklistów zajęło 2 miejsce. Natomiast w generalce po 8 edycjach znajduje się na 1 miejscu.
Kids Race, najkrótsza ale najbardziej emocjonująca trasa w całych Cyklokarpatach. Tutaj emocje są jak na prawdziwym torze wyścigowym, gdzie ludzie obstawiają wyniki wygranych. W Wojniczu organizator postanowił lekko urozmaić trasę dodając nie wielkie wzniesie znajdujące na placu sportowym. Najmłodsi członkowie rodu byli wniebowzięci móc popędzić z górki do mety, gorzej z rodzicami, gdyż musieli stanąć na wysokości zadania i dotrzymywać im tempa w trakcie biegu asekuracyjnego. Mamo, tato cemu tak wolno, sypciej… poganiali najmłodsi swoich rodziców. Z uśmiechem i ogromną radością na twarzy najmłodsi kolarze przekraczali linie mety. Jeszcze większą radość im sprawiły nagrody, które każdy otrzymał od MPM Jasielska Sieć Sklepów.
Teraz czekają na kolejną edycję, która odbędzie się w Koninkach 23 lipca. Hobby, Mega, Giga wraca w Gorce tym razem od strony Rabki Zdrój. Zaś rodzice już trenują, aby mieć jak najlepszą kondycje na trasie Kids Race, bo łatwo nie będzie, a młodzi co raz bardziej wymagający są.
(Jasielskie Stowarzyszenie Cyklistów)