Jędrusik i Villas w Jasielskim Domu Kultury
Dwa niezwykłe talenty, nie do końca zaakceptowane przez środowisko artystyczne. Dwie strony tego samego medalu, obie przerysowane, obie prawdziwe i trudne do przełknięcia. Obie unikalne, obdarzone geniuszem. Wyśmiewane, lekceważone, spychane na margines, a jednocześnie kochane, cenione, stawiane na piedestałach. Obie przeklęte, manipulowały swą seksualnością, czyniąc z niej swój atut.
Kalina Jędrusik i Violetta Villas, legendy polskiej sceny. Ich życiorysy stały się inspiracją do napisania sztuki przez Marcina Szczygielskiego. Efekty jego pióra widzowie mogli podziwiać w sztuce „Kallas”, która została wystawiona także w Jaśle, w sobotę, 26 października br. w Jasielskim Domu Kultury.
– Są artyści, są gwiazdy, o których się nie zapomina, których legenda wciąż trwa. Tak też jest w przypadki Violetty Villas i Kaliny Jędrusik. To spotkanie dwóch gwiazd, które wiele łączyło – powiedziała Helena Gołębiowska, wicedyrektor Jasielskiego Domu Kultury, witając widzów.
Spektakl w reżyserii Dariusza Taraszkiewicza opowiada o sześciu spotkaniach Violetty Villas i Kaliny Jędrusik. – To fikcja inspirowana prawdziwymi wydarzeniami oraz postaciami obu artystek. Pięć spośród tych spotkań rzeczywiście miało miejsce: na koncertach, na planie filmu „Dzięcioł” Jerzego Gruzy, podczas tournee po USA z „Podwieczorkiem przy mikrofonie”, w studiu telewizyjnym oraz małym domu kultury pod Warszawą – mówił w jednym z wywiadów Marcin Szczygielski.
„Kallas” nie jest próbą opowiedzenia ich historii, ale opisem pięciu epizodów z ich życia. Choć sztuka ta inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami, dialogi i postaci są fikcją literacką. – Te rzeczy, które się przydarzają w tym spektaklu wydarzyły się naprawdę. Wymyślone są jedynie nieprawdopodobne relacje między Jędrusik a Villas i spotkania w pewnych miejscach. W nowym Jorku się spotkały, ale czy w Otwocku – tego nie wiemy – mówi Joanna Kurowska, odtwórczyni roli Kaliny Jędrusik.
Pomysł napisania sztuki poświęconej Violetcie Villas wyszedł od Ewy Kasprzyk. – Byłam na pogrzebie Violetty Villas i pomyślałam, że oddam jej w ten sposób hołd – mówi aktorka. Marcina Szczygielskiego, którego ojciec był menadżerem Violetty Villas nie trzeba było specjalnie namawiać. Jak podkreśla artystka rzucił to czym się zajmował i przystąpił do pisania.
„Kallas” to poruszająca historia pełna dowcipnych dialogów. To opowieść o odrzuceniu i o tym, że większość nigdy nie przebaczy jednostce ani genialności, ani unikalności. Obie artystki tego doświadczały i to właśnie je łączyło – wbrew różnicom w erudycji, inteligencji, pochodzeniu czy wreszcie – gustach. A jednak związków podobieństw i zależności między nimi było znacznie więcej.
W realizację sztuki zaangażował się syn divy Krzysztof Gospodarek. To on nadał ostateczny kształt sztuce. – W początkowej wersji to była bardziej Dolly Parton. A on pokazał, że matka była bardziej wulgarna, bardziej rubaszna, niezrównoważona. A ja celowo starałam się wyciszyć pewne zachowania – mówi Ewa Kasprzyk.
W spektaklu artystki spotykają się u szczytu sławy. Barwne kostiumy, scenografia, która zabiera widza w podróż do przeszłości oraz największe przeboje gwiazd tworzą niepowtarzalny klimat wydarzenia, jakim jest „Kallas”.
Obok Joanny Kurowskiej i Ewy Kasprzyk w przedstawieniu wystąpili: Beata Kawka, Hanna Kochańska oraz sam reżyser Dariusz Taraszkiewicz.
Partnerami wydarzenia były firmy: Grupa Lotos i Polska Spółka Gazownictwa.
(JDK)